W Myszkowie, ani powiecie myszkowskim stan wojenny nie przebiegał aż tak dramatycznie jak w wielkich miastach. Wiele osób pracowało jednak na Śląsku, gdzie wydarzenia rozgrywające się 30 lat temu miały zupełnie inny przebieg.
Jana Banika z Myszkowa, działacza ,,Solidarności”, wprowadzenie stanu wojennego zaskoczyło w pracy. Spędził w niej kilkanaście dni, łącznie ze świętami Bożego Narodzenia. Nie miał wtedy żadnego kontaktu z rodziną w Myszkowie.
– Pracowałem wtedy w Hucie Katowice, w PKP na stacji Dąbrowa Górnicza Towarowa – wspomina Banik. – Kiedy załogę, łącznie kilkanaście tysięcy osób, zaskoczył stan wojenny, została ona w zakładzie. Trwało to kilkanaście dni.Później był nocny desant, inwazja wojska, strzelanie ze „ślepaków”. Huta była obstawiona potrójnym kordonem wojska i ZOMO. Przyjeżdżali pod nią ludzie nieraz z odległych okolic. Rolnicy przywozili na furmankach świnie, kopniakami je przeganiali przez kordon do nas.
Święta były bardzo smutne. Nie wiadomo było, co się może dalej wydarzyć. Wszędzie były strajki, protesty. Wrócił do domu przed NowymRokiem. Później został aresztowany. Spędził w areszcie kilka miesięcy. Później kolejne kilka, po pobiciach, w szpitalu.
Dla Andrzeja Giewona wprowadzenie stanu wojennego nie było zaskoczeniem. – Ciągle uczestniczyłem w demonstracjach, w Częstochowie, Gdańsku i innych miastach. Przeczuwałem, że wprowadzą stan wojenny. Pracowałem w domu kultury w Myszkowie. Na początku stanu wojennego zablokowali dom kultury i nie przychodziliśmy do pracy. – Miałem najścia służb bezpieczeństwa, ale mnie nie zamknęli – mówi Giewon.
Burmistrz Żarek Klemens Podlejski mieszkał wtedy z żoną w Mzurowie. – Wprowadzenie stanu wojennego było dla nas szokiem. Syn urodził nam się 5 grudnia, a żona miała wyznaczony termin porodu na 13 grudnia – wspomina K.Podlejski. – Był to dla nas podwójnie gorący okres. Święta były skromne, bo był problem z zaopatrzeniem. Najgorsza była jednak niepewność jutra. Co będzie dalej? Wiedzieliśmy, że ginęli ludzie w Kopalni ,,Wujek”, co działo się w Hucie Katowice.
Zofia Chwastek, obecnie pracownik GminnegoOśrodka Kultury w Poraju, sprowadziła się wtedy do Choronia. W momencie wprowadzenia stanu wojennego miała półroczne dziecko. – Mieliśmy zaplanowane chrzciny. Chrzestnego nie wypuścili jednak z wojska. Musieliśmy znaleźć kogoś innego – opowiada kobieta. –Stan wojenny był kubłem zimnej wody na głowę młodej mężatki i młodej matki - mówi o sobie.
META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?