Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Władysław Pasek jechał w konwoju z generałem Świerczewskim - kiedy go zabili.

Krzysztof Suliga
Władysław Pasek dobrze pamięta czasy ścigania banderowców i akcję, w której zginął gen. Świerczewski
Władysław Pasek dobrze pamięta czasy ścigania banderowców i akcję, w której zginął gen. Świerczewski fot.Krzysztof Suliga
Władysław Pasek z Lgoty Mokrzeszy był świadkiem zastrzelenia generała Świerczewskiego

Kiedy zastrzelili generała Świerczewskiego, jechałem w konwoju w pierwszym samochodzie – rozpoczyna swą opowieść Władysław Pasek, mieszkaniec Lgoty Mokrzeszy. – Jechaliśmy amerykańskimi ciężarówkami, takimi długimi wozami. Generał siedział w środkowym aucie. Banderowcy ustawili na zboczach doliny rkm-y (ręczne karabiny maszynowe, opierane na dwójnogu). Nas przepuścili, a samochód z generałem wzięli w krzyżowy ogień. Odcięli nas od niego. Świerczewski został ranny. Zeskoczył z samochodu i schował się ze swoim adiutantem pod mostem. Próbowali ich ratować, ale obaj się tam wykończyli. Przyjechała karetka i zabrała ich.

Z relacji Paska wynika, że po strzelaninie ogień nagle się urwał, a napastnicy zniknęli. Żołnierze nawet ich nie widzieli, bo bandyci byli wysoko na zboczu, schowani w gąszczu drzew.

Władysław Pasek, mieszkaniec Lgoty Mokrzeszy w gminie Koziegłowy do wojska wstąpił w marcu 1945 roku. Miał wtedy 23 lata. Trafił do jednostki w Kielcach. Samych działań wojennych jako żołnierz już nie doświadczył. W ostatnich dniach wojny przechodził dopiero przeszkolenie. Jego kompania wysłana została po wojnie w Bieszczady, jak wtedy mówiono – na Ukrainę, likwidować bandy UPA.
– Pojechaliśmy pociągiem, w wagonach „krowiokach”. Dotarliśmy nim do Sanoka – wspomina Pasek. Miejscowi przywitali nas płaczem. Kobiety mówiły: Panowie, ile tu już było wojska, pozabijali ich. Nie wrócicie stąd. Z Sanoka szliśmy 40 kilometrów rowami, jeden za drugim. Do Baligrodu doszliśmy nad ranem. Mieliśmy za zdanie oczyścić drogę. Nie spotkaliśmy nikogo i wróciliśmy tą samą drogą. Deszcz lał jak wszyscy diabli. Posiedzieliśmy w wagonach może z pół godziny, nagle alarm. Dwa strzały. Zastrzeliło się dwóch naszych żołnierzy z młodego rocznika. Nie wytrzymali psychicznie, z głodu i wyczerpania – wspomina.

Po dwóch dniach poszli znowu do Baligrodu. Patrolowali tę drogę przez kilka dni z rzędu. Później zaczęły dojeżdżać kolejne kompanie. W sumie w tamtym czasie operowało na tym terenie siedem dywizji wojska. Kompania Paska dołączona została do I dywizji.
– Porozdzielali ludzi po wioskach, bo w nocy przychodzili tam bandziory i zaopatrywali się w pożywienie – opowiada Pasek. – Często widzieliśmy, jak z kominów domów wydobywał się gęsty dym.

Później zorientowali się, że wieśniacy, którzy współpracowali z bandami UPA palili w piecach słomą, kiedy wojsko było w wiosce, by ostrzec tych z lasu. W domach były wielkie piece, do których wrzucali całe snopki słomy. Takie mocne dymy to był sygnał. Pasek opowiada, że kiedyś z Krakowa przyjechali „kościuszkowcy”. Po dziesięciu dniach ze 170 żołnierzy zostało może ich ze 40, reszta zginęła. Tylko czapki poniewierały się po drodze.
Czasem udawało się zwerbować jakiegoś Ukraińca, który wiedział, gdzie są obozowiska. Dostawał jeść i prowadził żołnierzy do siedzib banderowców. Ci w lasach mieli wszystko co potrzebne do życia. Infrastrukturę w lasach przejęli po Niemcach. Nieraz strzelanina w lesie trwała i dwie godziny. Ukrainiec żywy nie dał się wziąć. Chyba, że podeszło się go znienacka.

Po szczęśliwym powrocie z wojska, Pasek przyjął się do pracy w myszkowskiej papierni, gdzie pracował przez 33 lata. Zatrudniony był w niej jako maszynista, najpierw na parowozie, a następnie kierował elektrowozem. Jak mówi, nigdy w życiu nie chorował. Bardzo przeżywał wizyty u lekarza, bo musiał chodzić na badania okresowe. – Serce waliło mi wtedy jak młotem – śmieje się Pasek. Został uhonorowany przez Zarząd Główny Związku Kombatantów Rzeczypospolitej Polskiej i Byłych Więźniów Politycznych, Kombatanckim Krzyżem Pamiątkowym.

Z czyich rąk zginął generał Świerczewski?
Generał Karol Świerczewski, pseudonim „Walter”, zmarł 28 marca 1947 roku. Zginął w strzelaninie pod Jabłonkami koło Baligrodu. Według oficjalnej wersji, zasadzkę zorganizowała sotnia „Bira” z oddziału UPA. Panują jednak na ten temat różne opinie. Mówi się, że dokonała tego sotnia Stepana Stebelskiego „Chrina”. Chcąc zlikwidować transport zaopatrzenia, przypadkiem trafiła na inspekcję wojskową dowodzoną przez samego Świerczewskiego. Istnieją rozbieżne relacje, co do przebiegu samej strzelaniny. Specjalnie powołana Komisja Dochodzeniowa podała, że Świerczewski zginął od dwóch kul. A w zachowanym w Muzeum Wojska Polskiego mundurze widnieją ślady trzech kul oraz ślad przebicia przez jakieś ostre narzędzie, być może bagnet. Niektórzy historycy twierdzą, że Świerczewski został poświęcony przez władze, by jego śmierć była pretekstem do rozpoczęcia akcji wysiedleniowej „Wisła”.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na myszkow.naszemiasto.pl Nasze Miasto