Burmistrz Myszkowa Włodzimierz Żak łapał się na początku roku za głowę, kiedy okazało się, że po wydaniu na utylizację i wywóz części toksycznych odpadów z posesji naprzeciwko ciepłowni 475 tys. zł, trzeba będzie przeznaczyć jeszcze kolejne 700 tys. zł.
O tym trzeba już jednak zapomnieć. Według najnowszych szacunków kwota urosła do astronomicznej wielkości.
- Burmistrz zlecił wykonanie ekspertyzy i sporządzenie kosztorysu faktycznych kosztów usunięcia odpadów. Suma jak znalazła się w dokumencie to około 5 milionów złotych. Nie trzeba dodawać, że w czarnym scenariuszu, wstrzymuje ona wszystkie inwestycje – informuje Małgorzata Kitala-Miroszewska, rzecznik prasowy myszkowskiego magistratu. Z uwagi na brak danych o pochodzeniu, ilości i rodzaju odpadów znajdujących się w ziemi trudno jest ustalić rozmiary składowania odpadów.
To kwota porównywalna z budową kanalizacji na Ciszówce. Gmina z własnego budżetu przeznacza w tym roku na inwestycje zaledwie 1 mln zł.
Gmina Myszków zwróciła się do Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska o wpisanie składowiska do rejestru tzw. „bomb ekologicznych”, co pozwoliłoby jej o staranie się o pieniądze z Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach na zniwelowanie składowiska. Niestety, otrzymała odmowną odpowiedź.
W tej chwili to na niej spoczywa obowiązek likwidacji zakopanych w ziemi odpadów i wraz ze skażoną glebą przekazania do utylizacji. Oczywiście gmina musiałaby ponieść wszystkie koszty operacji. Taka kwota to ogromny wydatek nawet dla dużego miasta, a cóż dopiero dla ledwie wiążącego koniec z końcem Myszkowa.
Do gminy dotarła wnosząca nieco optymizmu informacja.
- Otrzymaliśmy pismo informujące nas, że Minister Ochrony Środowiska zwrócił się z prośbą do Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska o ponowne rozpatrzenie naszej prośby. Jednocześnie Burmistrz zwrócił się do naszych parlamentarzystów Jadwigi Wiśniewskiej i Jacka Kasprzyka oraz wicemarszałka Sejmiku Śląskiego Mariusza Kleszczewskiego o interwencję w tej sprawie – mówi M. Kitala-Miroszewska.
We wtorek burmistrz Myszkowa udał się do Warszawy na spotkanie z Głównym Inspektorem Ochrony Środowiska po pomoc w uzyskaniu środków na usunięcie i utylizację odpadów oraz ziemi skażonego terenu. Okazało się jednak, że pomocy nie dostanie, bo skażony teren to prywatna działka. Gmina jest zobowiązana do usunięcia zagrożenia i ma prawo wystawić sprawcy rachunek. Tyle, że ten nie ma z czego zapłacić.
6 kwietnia miał się rozpocząć w Myszkowie proces Wiesława S. i jego wspólnika, z którym ściągnął do Myszkowa toksyczne odpady. Sprawa została przesunięta na 25 maja.
Pomocnik rolnika przy zbiorach - zasady zatrudnienia
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?