MKS Myszków nie wystartuje w 3. lidze. Agonia MKS-u trwa

Zarząd ma co prawda możliwość zgłoszenia drużyny do rozgrywek do dziś, ale nic nie wskazuje żeby sytuacja finansowa klubu mogła się na tyle zmienić, by można myśleć o wystartowaniu. Zarząd bez zabezpieczenia finansowego nie weźmie na siebie ryzyka, ponieważ w przypadku długów, to jego członkowie będą musieli je spłacić, a nie klub, jak było to kiedyś.

- MKS Myszków oświadcza, że ze względu na bardzo trudną sytuację finansową klubu nie zgłosi drużyny do rozgrywek III ligi. Decyzja ta zapisze się czarnymi zgłoskami w 64-letniej historii naszego klubu. Zarząd, mimo ogromnych starań wykorzystał wszystkie możliwości pozyskania środków finansowych, które mogłyby dać cień nadziei na reprezentowanie naszej drużyny na tym szczeblu rozgrywek - czytał oświadczenie zarządu MKS Myszków wydane na początku lipca prezes Ireneusz Pieczara. - Udało się pozyskać szereg drobnych sponsorów, szczególnie spośród przedsiębiorców z naszego regionu. Obecny budżet pozwala na utrzymanie grupy juniorów oraz co najwyżej seniorów występujących na szczeblu A-klasy. Bez wsparcia na drugą część roku ze strony miasta sport w Myszkowie nie ma prawa funkcjonować. Dzisiaj widzimy jego agonię.

Stowarzyszenia sportowe z terenu miasta otrzymały średnio 50 procent mniej pieniędzy w porównaniu z rokiem ubiegłym, a MKS Myszków prawie 60 procent. Prezes podkreślił, że nie wie ilu sponsorów przy wycofaniu zespołu z III ligi pozostanie. Być może nawet wszyscy się wycofają. Na początek przytoczę słowa, które kiedyś padły na trybunach z ust jednego ze sponsorów. Były to ostre słowa, w które ja nie wierzyłem, ale ja dzisiaj wierzę. Powiedział, że jeśli będzie rządziła ta opcja, która rządzi teraz, to sport w Myszkowie padnie. Wczoraj byliśmy na spotkaniu zespołów III ligi w Katowicach. Stoimy nad grobem piłki i sportu w Myszkowie.
Cały Śląsk nie wierzy, że Myszków wycofuje się z III ligi, po kilkuletniej walce o wejście do niej. Nie dopuszczam do siebie takiej myśli, że w III lidze grac nie będziemy. A nie możemy grać dlatego, że jedna władza zgania na drugą władzę, że zostawia budżet w długach, a obecna władza nie potrafi z tego wyjść. Mnie nie interesuje czy budżet jest poniżej zera tylko czy stowarzyszenia mogą mieć pomoc ze strony miasta, a takiej pomocy na dzień dzisiejszy nie ma. Po raz pierwszy za sprawą kolegi Bartnika tak szczegółowo opracowaliśmy budżet pod kątem przystąpienia do konkursu jak do tej pory nie było. Efekty będą na koniec rundy 2011/2012, ale dajcie nam możliwość przy pomocy pieniędzy z miasta, żebyśmy mogli działać. Stoimy przed bardzo ciężką decyzją wycofania zespołu z III ligi i być może upadku klubu. Byliśmy osiem razy u burmistrza, na dwóch komisjach i Radzie Miasta. Efekt jest taki jaki jest. W Namysłowie na samą piłkę nożną miasto dało na pół roku 150 tysięcy. To gdzie my jesteśmy? - mówił dalej Pieczara.

Część z przybyłych na walne oskarżała obecnych na nim radnych PO o to, że nic nie robią dla ratownaia myszkowskiego sportu (bo nie tylko o piłką nożną chodzi) i głosowanie pod dyktando burmistrza.

Radny Jacek Trynda odpierał zarzuty twierdząc, że sama jego obecność na każdym spotkaniu świadczy o tym, że kwestia funkcjonowania sportu w Myszkowie leży mu na sercu, ale możliwości budżetowe są w tym roku takie a nie inne.

Z uznaniem sympatyków myszkowksiej piłki spotkali się natomiast radni lewicy Dariusz Muszczak i Adam Zaczkowski, którzy cały cza głośno manifestują potrzebę wsparcia sportu z miejskiego budżetu. Zaczkowski nie ukrywał jednak, że sytuacja budżetowa na niewiele pozwala.