Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Koziegłówki: Uratował życie dzikiej sarence. Złamał prawo

K. Suliga, B. Romanek
Dariusz Walo, sołtys wsi Koziegłówki przygarnął leżącą w rowie małą sarenkę, która nie była w stanie chodzić o własnych siłach. Uratował jej życie, ale okazało się, że złamał prawo. Przynajmniej tak usłyszał od powiatowego lekarza weterynarii w Myszkowie, który odmówił przyjazdu i zbadania zwierzęcia.

- Byłem w gminie, kontaktowaliśmy się z myśliwymi i różnymi instytucjami, ale nikt nie poczuwał się do zajęcia zwierzęciem - opowiada. Gmina dała jednak do dyspozycji samochód do przewozu. Walo chciał, żeby zbadał ją weterynarz. - Zadzwoniliśmy do powiatowego lekarza weterynarii, ale powiedział, że nie przyjedzie, bo to nie jego kompetencje. Pytałem, co mamy zrobić ze zwierzęciem, ale lekarz powiedział, że on nie wie - opowiada Dariusz Walo.

Kazimierz Szydło, nadleśniczy Nadleśnictwa Siewierz przyznaje, że za przetrzymywanie dzikich zwierząt faktycznie grozi kara, ale zaznacza, iż obowiązek jego przebadania należy do Powiatowego Inspektora Weterynarii. - Inspektor powinien określić stan zdrowia zwierzęcia - mówi Szydło. - Każdy może jednak wystąpić do danego starostwa o zgodę na półroczne przetrzymywanie chorego lub zranionego dzikiego zwierzęcia. Nie przypominam sobie jednak przepisów, które jednoznacznie regulowałyby, kto powinien zająć się takim zwierzęciem - dodaje.

Nie ulega jednak wątpliwości, że co innego zabrać do domu zwierzę, by je tam trzymać dla przyjemności, a co innego, by mu ratować życie. - Gdybym go nie wziął ze sobą, albo by zamarzł, albo rozszarpałyby go psy. Mógł też zerwać się w szoku i wyskoczyć na drogę, powodując wypadek - mówi Dariusz Walo.
Jacek Musialik, zastępca Powiatowego Inspektora Weterynarii w Myszkowie uważa, że jego przyjazd do chorego zwierzęcia nie był konieczny, bo to nie należy do jego obowiązków. - To nawet nie chodzi o obowiązki, my nawet nie mamy prawa leczyć zwierząt. Pan Walo powinien zgłosić tę sprawę gminie, a ona powinna przysłać weterynarza, z którym ma podpisaną umowę - uważa Musialik.

Gmina nie ma podpisanej umowy z weterynarzem, a Zakład Usług Komunalnych w Koziegłowach zajmuje się wyłapywaniem bezpańskich zwierząt, czyli głównie psów, i wywożeniem ich do schroniska w Olkuszu, z którym gmina ma podpisaną umowę. Kiedy sołtys z Koziegłówek, Dariusz Walo znalazł obok swojego domu małą chorą sarenkę, okazało się, że nie wiadomo, kto powinien się zająć zwierzęciem. Bo to nie pies.

Pracownicy urzędu gminy dzwonili do Koła Łowieckiego z Lgoty Górnej, gdzie uzyskali informację, że nie można zabrać zwierzęcia, gdyż jest ono chore. Podobnie odpowiedziano w Polskim Związku Łowieckim w Częstochowie. W Wydziale Ochrony Środowiska Starostwa Powiatowego, poinformowano, że sprawami tymi zajmuje się Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Katowicach. Pracownicy Dyrekcji poinformowali, że zajmują się tylko zwierzętami pod ochroną. Pracownik urzędu również był poinformowany przez sołtysa o zawiadomieniu Powiatowego Lekarza Weterynarii w Myszkowie. Został też wykonany telefon do schroniska dla dzikich zwierząt w Mikołowie i po konsultacji z pracownikiem schroniska ustalono, że zwierzę można tam dostarczyć.

– W myśl ustawy prawo łowieckie sarna jest zwierzęciem łownym należącym do Skarbu Państwa, toteż zasadnym było powiadomienie instytucji, których zadaniem jest również ochrona zwierząt łownych – mówi Krzysztof Bąk, sekretarz Urzędu Gminy i Miasta Koziegłowy. Starosta może wyrazić zgodę na okres 6 miesięcy na przetrzymanie zwierzyny (art. 9 ust. 2 ustawy prawo łowieckie), przez osobę która weszła w jej posiadanie m.in. w wyniku wypadku, mając na uwadze potrzebę podjęcia opieki nad zwierzęciem, a następnie przekazanie zwierzęcia do hodowli uprawnionym podmiotom. (artykuł 32 tejże ustawy wskazuje na zakres działalności PZŁ, która między innymi dotyczy hodowli oraz działań na rzecz ochrony zwierząt ). Działanie sołtysa powiadamiającego powiatowego lekarza weterynarii było jak najbardziej prawidłowe, ponieważ do Inspekcji Weterynaryjnej, w myśl ustawy o ochronie zwierząt, należy nadzór nad stosowaniem przepisów o ochronie zwierząt. Z tych powodów, należało powiadomić wymienione instytucje.

W końcu Walo skontaktował się z Fundacją "Świat zwierzętom", która przysłała weterynarza. Po kilku dniach zwierzę doszło do siebie i po oględzinach przez innego weterynarza zostało w końcu przewiezione do schroniska do Mikołowa.


*NAJZABAWNIEJSZE ŚLĄSKIE SŁOWA - WYNIKI PLEBISCYTU
*WALCZYMY O USTAWĘ METROPOLITALNĄ - POZNAJ EFEKTY

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

9 ulubionych miejsc kleszczy w ciele

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na myszkow.naszemiasto.pl Nasze Miasto