Była zasadzka na bandytę w banku

To specjalna akcja wymyślona po serii napadów, których sprawców nie udało się złapać. Są już pierwsze efekty.

Dziś wrocławski sąd aresztował 44-letniego Marka Ł. ze Zgorzelca. Mężczyzna wpadł w piątek wieczorem w zasadzkę w placówce Spółdzielczej Kasy Oszczędnościowo-Kredytowej na ul. Grabiszyńskiej. Jak się okazało, może mieć na swoim koncie nawet dziesięć napadów. W tym cztery we Wrocławiu. Piąty się nie udał.

Miało być tak, jak zwykle - wszedł do siedziby kasy, wyciągnął atrapę pistoletu i zażądał pieniędzy. Kilka sekund później leżał na ziemi skuty kajdankami. Zatrzymali go dzielnicowi z miejscowego komisariatu oddelegowani do akcji bankowej. Okazało się, że kilka tygodni wcześniej - dokładnie 21 grudnia - zatrzymany mężczyzna obrabował tę samą placówkę.

Na przesłuchaniu w prokuraturze przyznał się do innych napadów. W lipcu i sierpniu był we Wrocławiu trzy razy. Dwa razy okradał placówkę SKOK przy ul. Horbarczewskiego, a raz na Rysiej.
Później okradł również placówki kas oszczędnościowych w Zielonej Górze, Żarach w Lubuskiem, a także w Bolesławcu i Legnicy.

Za każdym razem wyglądał inaczej. W czasie przeszukania jego domu wrocławscy policjanci znaleźli doklejane wąsy i peruki w różnych kolorach. Były też różne czapki, swetry, kurtki i pończocha do zasłaniania twarzy.

W czasie przesłuchania tłumaczył, że napadał na banki, bo nie miał z czego żyć. Pracował w dziale informatycznym zgorzeleckiego Zespołu Opieki Zdrowotnej. W marcu ubiegłego roku stracił pracę. W mediach czytał dużo o napadach na banki i wpadł na pomysł, żeby właśnie tak zarabiać na życie.
Przesłuchiwany rozpłakał się. Przepraszał pracowników napadniętych placówek, że krzyczał na nich i używał wulgarnych słów.

W ubiegłym roku na Dolnym Śląsku doszło do 16 napadów na małe placówki bankowe, z czego 13 dokonano we Wrocławiu. Licząc razem z zatrzymanym Markiem Ł., ujawniono sprawców 8 napadów.