Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

20 lat lat temu w Śląskiem dzieci ginęły bez śladu, nawet w biały dzień. Jak to możliwe?

ZAGINIĘCIA. 20 lat temu w lipcu w Szopienicach zaginęła 9-letnia Wioletka. Rodzice zauważyli, że jej nie ma dopiero o godz. 22, gdy rodzina kładła się spać. Tłumaczyli, że w wakacje dzieciaki mają więcej luzu i swobody. Ale wcześniej w Szopienicach zaginął Kubuś. Takich przykładów jest więcej. Zaginęły lata temu, a rodziny wciąż mają nadzieję, że się odnajdą. Dzisiaj byłyby już dorosłe.

Spis treści

Na początku XXI wieku w woj. śląskim zaczęły ginąć dzieci. Kto i dlaczego je porywał?

Tego nie wyjaśniono. Policja jednak zapewniała, że robi wszystko co może, a funkcjonariusze dawali ukradkiem rodzicom namiar do jasnowidzów. Zniknięcia łączyło coś wspólnego; nie było żadnych świadków. Nikt nic nie widział, nie słyszał, chociaż dzieci znikały koło domu, czasem na środku osiedla, przy głównej ulicy. Pochodziły ze skromnych rodzin, może były wcześniej obserwowane. Częściej polowano na dziewczynki. Do dzisiaj nikt się nie zgłasza, żeby po latach ujawnić tajemnicę.

Te dzieci zaginęły na Śląsku ponad 10 lat temu. Czy ktoś je rozpozna?

Ciemnowłosa, szczuplutka Wioletka bawiła się przy domu na ulicy Wiosny Ludów w Szopienicach.

Może ktoś na nią z okna zerknął, ale latem dawano tu dzieciom dużą swobodę. Ciepły lipcowy dzień, środa. Wiola zwykle nie oddalała się daleko, była nieśmiała, lękliwa, miała wadę wymowy, trzymała się domu. Ale około godz. 17 poszła do wujka przynieść mu domową zupę, mężczyzna mieszkał sam kilka domów dalej. Potem już jej nie widziano. Czy wujek odegrał jakaś rolę w zniknięciu dziewczynki? Policja o nic go nie oskarżyła, a media rzuciły się na innego świadka, 10-letniego Patryka, który opowiedział niesłychaną historię.

Patryk twierdził, że Wioletka szła od wujka ulicą w stronę pobliskiego przedszkolnego placu zabaw, chociaż była już godzina 19. On, Patryk szedł za nią z kilkadziesiąt metrów dalej. Widział, jak nagle zatrzymał się koło niej dziwny mały fiat 126 w kolorze fioletu, ze spojlerem, z wymalowanymi z przodu i z tyłu dwoma czarnymi pasami. Bardzo charakterystyczne auto. Wyskoczył z niego silny blondyn, chwycił Wiolę i wciągnął do samochodu, gdzie byli jacyś inni pasażerowie. Wszystko trwało chwilę moment. Dziewczynka krzyczała i broniła się, ale nic to dało. Patryk bał się reagować, podobnie jak starszy pan, który zdaniem Patryka też widział to porwanie i nic nie zrobił. Nawet na policję nie zadzwonił. Patryk uznał, że milczenie jest bezpieczniejsze i nic nie powiedział rodzicom.

Wiolę szukała w nocy setka osób z latarkami, wierząc, że dziecko tylko gdzieś pobłądziło, może zasnęło, ale dziewczynka przepadła.

Policja dowiedziała się o wszystkim dość późno, dotarła też do Patryka. Jego wersja wydawała się wytworem fantazji, ale sprawdzono każdy ślad. Znaleziono też starszego pana, który rzekomo miał być świadkiem, ale zapewnił, że nie widział ani Wioli, ani żadnego porwania. Nikt też nie zauważył fioletowego fiata, a właściciele podobnych w okolicy mieli alibi.

Ciało Wioletki znaleziono w czwartek czyli na drugi dzień w stawie Morawa przy ul. Sosnowej, w Szopienicach- Borkach. Dziewczynka się utopiła. Czy sama poszła wieczorem kąpać się w stawie, chociaż o zmroku to odludna okolica, czy ktoś ją tam po kryjomu wrzucił, nie ustalono.

Los Wioletki przypomniał mieszkańcom sprawę innego dziecka, czteroletniego Kuby, również z Szopienic, który zniknął nagle z okolic swojego domu w 1999 roku, tym razem w styczniu.

Pyzaty, wesoły, ruchliwy. Nikt go nie pilnował, Kuba musiał pilnować się sam, ale nie dał rady.

Nie był dzieckiem niekochanym. Wyszedł z domu z czekoladą i lizakiem, opatulony szalikiem, miał bawić się przy domu i z nikim obcym nie rozmawiać. Objedzonego słodkościami, twierdzili sąsiedzi, nikt by na cukierki nie zwabił. Kuba kręcił się przy domu, potem pobiegł bawić się z kolegą na jego podwórko. Potem zniknął.

Było już ciemnawo, czwarta po południu. Ulica Szabelniana przy której mieszkał Kubuś, nigdy nie była bogata, ale w nieszczęściu ludzie sobie tu pomagają. Kuby szukał kto mógł. Przeczesano strychy i piwnice, wszystkie wertepy i zakamarki, rzekę. Chłopiec zniknął. Ciała nigdy nie odnaleziono.

Podejrzewano ojca, bo karany i właśnie wypuszczono go z więzienia, ale akurat dzień po zaginięciu Kuby. Ojciec mówił autorce, że syna bardzo kochał, to był jego pierworodny, urodzony w prezencie na jego imieniny. Był załamany, policja przestała go podejrzewać.

Rodzina Kuby jego zaginięcia nie wytrzymała, sąsiedzi mówili, że matka wyprowadziła się stąd, było jej ciężko, dzieci trafiły do domu dziecka, ona już nie wierzyła, że może się im udać. Kuba miał brata i siostrę, jak zaginął, rodzina się rozwaliła. Ojciec został sam. Zresztą według statystyk 70-90 proc. małżeństw, którym zaginęło dziecko, rozstaje się. Bo stratę inaczej przeżywa matka, a inaczej ojciec.

Jeden ze starszych lokatorów na Szabelnianej powiedział wtedy, że wierzy w porwanie Kubusia.

Może są nawet świadkowie, ale ludzie wolą się nie wychylać, tak ich życie nauczyło. Jego zdaniem podjechał samochód, było zamówienie na chłopaczka i po wszystkim. Taki z samochodu przecież wie, które i jak dziecko podejść. Wybiera te bez opieki, w biednej okolicy.

W tym samym roku zaginęła Sylwia Iszczyłowicz z Zabrza, która wieczorem sama szła ulicą Wolności.

Jej grupa z religii przeniosła się gdzie indziej, dziewięciolatka jej szukała. Widziano ją około godz. 19 zaledwie 150 metrów od domu i nagle rozpłynęła się w powietrzu. Jeśli to był porywacz z samochodem, to działał błyskawicznie. Może miał wprawę. Do dzisiaj nie wiadomo, co stało się z Sylwią.

Czteroletniego Kubę z Jastrzębia Zdroju w 2000 roku ktoś rozebrał do naga i wrzucił do oczyszczalni ścieków.

Pochodził z wielodzietnej rodziny, biegał gdzie chciał. 11-letnia Basia Majchrzak też z Jastrzębia Zdroju w tym samym roku wyszła do szkoły i znikła. Nikt nie zauważył niczego dziwnego. Dziewczynka miała przy sobie plecak i worek z butami na zmianę. Żadnych rzeczy nie odnaleziono, dziecka również.

13-letnia Iwonka Wąsik zaginęła w 2002 roku, na dużym osiedlu w Tarnowskich Górach, w biały dzień. Wracała ze szkoły około godz. 14. Policja nie miała żadnego punktu zaczepienia, nie zgłosił się żaden świadek, nikt nic nie widział. Rodzice musieli znieść różne rewelacje, że dziewczynkę porwano do haremu, że wylądowała gdzieś w Rumunii albo uciekła z chłopakiem.

Policja nazywa takie dzieci jak Iwonka czy Basia "trwale zaginionymi", a na świecie mówi się o nich "niezapominajki". Jasnowidze z litością mówią ich rodzicom, że sprawa wyjaśni się, ale dopiero po latach. I bliscy wciąż czekają na pukanie do drzwi.

Wciąż nie odnalazły się zaginione dzieci z woj. śląskiego

Rodziny nadal ich szukają. Pomaga fundacja ITAKA, która ma na swoim koncie 16605 odnalezionych osób. Opublikowała wizualizacje przedstawiające zaginione osoby w wieku dorosłym. Poznajecie którąś z nich? Zobaczcie naszą galerię zdjęć.
Niektóre rodziny szukają swoich dzieci dziesiątki lat. Teraz mogłyby być dorosłe, mieć własną rodzinę i wieść szczęśliwe życie. Pomaga fundacja ITAKA, która prowadzi działania w poszukiwaniach jak i zapobieganiem zaginięć. Opracowała także poradnik jak postępować w chwili, gdy dojdzie do sytuacji zaginięcia.

Fundacja ITAKA - przeszukaj bazę

Pomóż fundacji ITAKA odnaleźć osoby zaginione. Warto być uważnym wszędzie gdzie przebywasz, także jeśli jesteś poza Polską. W bazie osób zaginionych znajdują się wizerunki i dane osób zaginionych, których zaginięcie zostało zgłoszone odpowiednim służbom na terenie naszego kraju bądź zagranicą oraz Fundacji ITAKA.

– Przejrzyj bazę, wydrukuj plakat oraz powiadom nas, jeśli posiadasz informacje na temat kogoś z nich. Może mijasz zaginioną osobę na ulicy lub spotkałeś ją w autobusie, metrze lub na przejściu dla pieszych? - apelują wolontariusze.

Child Alert - pomaga w rozpowszechnianiu wizerunku dziecka

Child Alert to system natychmiastowego rozpowszechniania wizerunku zaginionego dziecka za pośrednictwem dostępnych mediów. To program, którego głównym celem jest szybsze i skuteczniejsze poszukiwanie młodych ludzi (dzieci i nastolatków). Koncepcja platformy opiera się na skoordynowanym działaniu różnych instytucji, przede wszystkim Policji i mediów.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: 20 lat lat temu w Śląskiem dzieci ginęły bez śladu, nawet w biały dzień. Jak to możliwe? - Katowice Nasze Miasto

Wróć na myszkow.naszemiasto.pl Nasze Miasto