Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Myszków: kobieta ponad cztery godziny czekała na pomoc w szpitalu

Adrian Heluszka
ARC NM
Myszków: kobieta ponad cztery godziny czekała na pomoc w szpitalu. Kilka dni temu na oddział internistyczny Samodzielnego Publicznego Zespołu Opieki Zdrowotnej w Myszkowie trafiła ponad 70-letnia kobieta, która dwa lata temu dostała udaru potylicznego. Jej stan znacznie pogorszył się w ostatnich dniach, dlatego też zaniepokojona rodzina podjęła decyzję o wezwaniu karetki i przewiezieniu jej do szpitala.

Myszków: kobieta ponad cztery godziny czekała na pomoc w szpitalu

Starsza kobieta od maja tego roku jest w zasadzie przykuta do łóżka. Choroba postępuje, kobieta nie pije, nie je, nie otwiera oczu i dodatkowo bełkocze, co potwierdzałoby oznaki kolejnego udaru, choć prześwietlenie zrobione kilka dni wcześniej tego nie wykazało. Rodzina początkowo myślała, że przyczyną pogorszenia się stanu kobiety może być zapalenie płuc, ale postanowili dmuchać na zimne. Kobieta została natychmiastowo przewieziona do szpitala, gdzie jak wynika z relacji córki chorej, spotkała ją niemiła niespodzianka. - Lekarz dyżurny popatrzał na kartę zgłoszenia i zaczął wykrzykiwać, że niepotrzebnie wzywaliśmy karetkę, że nie przyjmie jej na oddział i zajmujemy tylko karetki podczas gdy ktoś potrzebuje rzeczywiście pomocy i może umierać. Zachowywał się bardzo niegrzecznie w stosunku do mnie – opowiada oburzona córka chorej, Elżbieta Stwarza. - Doktor napisał na zleceniu, że nie nadaje się do leczenia na tym oddziale poszedł – dodaje pani Elżbieta.

Kobieta na izbę przyjęć dotarła około godziny 15:30, a od godziny 16:00 do 20:00 została pozostawiona praktycznie sama sobie. - Przez 45 minut karetka czekała, bo lekarz nie zakończył jeszcze procedury i z formalnego punktu widzenia nie mogła odjechać. W tym czasie pogorszył się jej stan. Lekarz powiedział, że mama może w każdej chwili umrzeć. Sanitariusze byli zdezorientowani i nie wiedzieli, co robić. Nikt w tym czasie nie interesował się mamą – podkreśla córka starszej kobiety.

Zdesperowana córka postanowiła zwrócić się z pomocą do wszystkich możliwych osób, na czele z policją, ale bez skutku. Upływały kolejne godziny, aż w końcu po namowach córki pielęgniarka poprosiła o pomoc innego lekarza. W końcu około godziny 20:00, po prawie pięciu godzinach, wydano decyzję o przewiezieniu chorej karetką na oddział neurologii Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Częstochowie. Chora przeszła tam szereg kompleksowych badań. Podano jej dwie kroplówki, pobrano krew, zmierzono ciśnienie, a także zrobiono tomografię i EKG. Cała historia zakończyła się pomyślnie, ale córka nie ukrywa ogromnego żalu. - Jest mi bardzo przykro z całej tej sytuacji. Lekarze opisywali, że to osoba chora i stara i skazali ją na śmierć. Każdy na moim miejscu zachowałby się podobnie, bo nie chciałam by mama umierała na moich oczach – opisuje Elżbieta Stwarza. - Nikt mi nie pomógł i chciałam po prostu przestrzec ludzi przed podobnymi sytuacjami.

Szpital wyjaśnia

Całą historię przedstawiliśmy władzom myszkowskiego szpitala, którzy wydali swoje oświadczenie w tej sprawie. - Rozmawiałem na ten temat z doktorem i otrzymałem pisemne wyjaśnienie w tej sprawie. Zespół ratownictwa medycznego faktycznie przekazał lekarzowi dyżurnemu, że jest to osoba po udarze i schorowana. Okazało się jednak, że sanitariusze nie byli przekonani, by zabierać ją do szpitala, ale zrobili to po kategorycznym żądaniu rodziny, która stwierdziła, że nie może poradzić sobie z opieką. W rubryce objawy na karcie zgłoszenia wpisano starość. Lekarz uzyskał jednak z nią kontakt i zbadał tę osobę. Stwierdził faktycznie m.in. zespół otępienia, ale dodał, że nie widzi celowości hospitalizacji jej na tym oddziale. Na karcie z pogotowia napisał odmowa. Jeśli pacjent jest po udarze, to odpowiednim oddziałem na hospitalizację jest neurologia. Poza tym, starość nie jest przyczyną hospitalizacji. Doktor przestał się nią interesować, ale pogotowie nie odjechało i dopiero po interwencji innego lekarza pacjentka trafiła na oddział neurologii w Częstochowie. Pacjentka nie była jednak w tak strasznie złym stanie, by kwalifikowała się do hospitalizacji u nas. Doktor zbadał ją i nie było po prostu przyczyny internistycznej – wyjaśnia dyrektor SP ZOZ w Myszkowie, Jarosław Kret. - Pacjentka spędziła u nas stanowczo zbyt dużo czasu. Nie powinna tyle oczekiwać. Nie było to w porządku, ale nie dysponowaliśmy karetką, co czasem się zdarza. Pacjentka czekała za długo, a lekarz nie był też świadomy, że nastąpił taki problem. Poza tym dlaczego córka nie wezwała lekarza rodzinnego? To osoba leżąca i wymagająca opieki i on powinien być wezwany w pierwszej kolejności.

Dyrektor myszkowskiego szpitala bierze w obronę lekarza. - Trudno zarzucić mu brak kompetencji, gdyż jest ordynatorem oddziału w szpitalu w Dąbrowie Górniczej. Wie na czym polega ta praca. Jest osobą stanowczą w decyzjach i nie idzie na kompromisy, ale jego argumenty są rozsądne. Trzyma się przepisów i dlatego czasem może to być źle odebrane i mogą pojawiać się nieporozumienia – tłumaczy dyrektor Jarosław Kret.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na myszkow.naszemiasto.pl Nasze Miasto